środa, 19 listopada 2014

Rozdział 23. Coś mi się zdaję, że Liam złamał ten zakaz.

***  Isabella ***

Po wyjściu chłopaków dokończyłam porządkować wszystkie prace jakie mam zamiar przenieść. Gdy tak sobie przekopywałam biurko natrafiłam również na kilka moich własnych piosenek. Nie było ich dużo, bo zaledwie 3-4. Nie były one jakieś tam doskonałe, ale moje. Pamiętam jak je pisałam niektóre były jeszcze z dawnych lat. Kiedy byłam jeszcze "normalna", to znaczy nie piłam, nie paliłam i nie ćpałam. Czyli jeszcze za czasów podstawówki. To były piękne czasy, ale teraz  bardziej upodabniam się do tej "starej" mnie.
Gy już wszystko było jako tako uporządkowane udałam się do salonu. Nikt mnie nie zauważył. Na szczęście. Zazwyczaj nie lubię podsłuchiwać, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać, bowiem rozmawiali na mój temat. Czasem lubię posłuchać co myślą o mnie inni. Nawet gdyby mnie wyzywali od najgorszych szmat. Możliwe, że uznacie mnie za dziwną, ale taka jest prawda. Wolę usłyszeć najgorszą prawdę, niż najlepsze kłamstwo. Szczerze to ja mam w dupie co myślą o mnie inni.
- Dobra muszę się o to was spytać, bo inaczej zwariuję. Czy wy myślicie, że Bella była by zdolna wyjeść mi wszystkie marchewki? - nie trudno zgadnąć, że to nasz kochany Mr. Carrot zadał to pytanie.
Cudem zdołałam powstrzymać śmiech. Inni nie mieli tyle szczęścia i nie udało im się powstrzymać. Śmiali się i nie mogli przestać. Ale to nic w porównaniu z tym co się po chwili wydarzyło. Harry, Niall i Zayn tak się śmiali, że przewrócili kanapę. Nie wiem jakim cudem im to się udało ale to prawda. Liam nie był lepszy. Tylko że on spadł z krzesła. Biedny Louis mówił to na poważnie, a oni tak go potraktowali. Smutne. Tak bardzo, że aż śmieszne. I nagle nastąpiła przełomowa chwila. Wszyscy nie uspokoili i zrobili tacy poważni, że się przestraszyłam.
- Tak. - powiedzieli to tak... tak nie dziwnie, że aż strasznie.
Cisza długo nie potrwała, bo znowu zaczęli się śmiać. Rozmawiali cały czas o mnie. Dużo rzeczy się dowiedziałam o sobie, np. że nie jestem jak typowe dziewczyny, czyli noszę normalne ubrania, nie nakładam kilka ton tapety, itp.
- Ej, ej, ej. Spokój. Mam nadzieję, że pamiętacie o mojej przestrodze. - Niall uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową na znak, że kuma o co chodzi. Reszta spojrzała na niego z minami niewiniątka. Ho ho no to teraz będzie grubo.
- Co?? Ja nie wiem o czym ty mówisz. - powiedzieli to tak wysokim głosikiem, że musiałam zatkać uszy. Z resztą nie tylko ja, bo Lou i Niall również.
- No jak nie wiecie, przecież codziennie nam, a szczególnie WAM o tym przypomina. Mi dał spokój. - Na twarzy Horanka pojawił się wielki banan. Patrze się na nich z miną WTF*. Jak dobrze, że oni mnie nie widzą.
- No przynajmniej jeden mądry, aż mnie dziw bierze, że mówię to o Niall'u, naszym głodomorku. - Hehe i znowu wszyscy w śmiech. No może oprócz Horanka. Ooo widzę, że ktoś tu się fochnął. Jak to się mówi FOCH FOREVER NA 5 MINUT
- Dobra ale teraz już na poważnie. Pamiętajcie, że łapy precz od mojej kuzynki. - Aaa to o to chodzi.
Coś mi się zdaję, że Liam złamał ten zakaz. Hehe. Coś mi się zdaje, że to chyba pora żeby się ujawnić. Wiem nawet w jaki sposób. Stanęłam za Louisem, który tłumaczy wszystko chłopcom żywo gestykulując. Zaczęłam go naśladować. Wszyscy się spojrzeli na mnie z nie małym przerażeniem. Louis się tylko lekko uśmiechnął, bo chyba myślał, że chłopcy się jego przestraszyli. Nie wiem który już raz dzisiaj chłopcy wpadli w niezłą głupawkę. Louis biedny nie wiedział o co kaman. Nie mogąc się powstrzymać zaczęłam się śmiać razem z chłopcami. Nasza kochana marchewka przerażona szybko obejrzała się do tyłu. Na jego nieszczęście zbyt gwałtownie, czego skutkiem było spadnięcie z fotela. My jak to my, zamiast pomóc rechotaliśmy się jeszcze bardziej. Kiedy już jako tako się ogarnęliśmy spojrzeliśmy na Louisa. On tylko przelatywał po nas wzrokiem. Jako dobra kuzynka podałam mu rękę, żeby wstał. Gdy już stał spojrzał na mnie surowy ale i lekko wystraszonym wzrokiem. Ciekawe dlaczego.
- Jak długo tu byłaś? - spytał niepewnie.
 Nagle wszyscy spojrzeli po sobie speszonym wzrokiem A kiedy ich wzrok skupił się na mojej osobie mieli lekko przerażone miny.
- Od kiedy zaczęliście rozmawiać o mnie. - powiedziałam z wielkim bananem.
Spojrzeli po sobie speszeni. Ja zaczęłam cichutki chichotać. Nie wytrzymałam, po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Umm skończyłaś już? - próbował zmienić niezauważalnie temat rozmowy Zaza.
- Tak skończyłam - odparłam uśmiechając się lekko.
I nagle wszyscy dostali jakiegoś przyśpieszenia. Jak torpeda ruszyli w kierunku schodów. Dogoniłam szybko Louisa i odciągnęłam go na bok. Przytuliłam się do niego z całej siły. Ten tylko zarechotał lekko.
- Bella spokojnie, bo mnie udusisz.
- Dziękuję za to, co im powiedziałeś. Nikt się jeszcze tak o mnie nie martwił. - uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie rodziców.
Obiecałam sobie, że już nie będę płakać. Spojrzałam Lou głęboko w oczy. On nie był mi dłużny. I nagle stało się coś nie spodziewanego. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Gdy nasze wargi lekko się dotknęły usłyszeliśmy krzyki z góry. Odsunęliśmy się od siebie tak gwałtownie, że ja wpadłam boleśnie na ścianę, a on przewrócił wazon z kwiatkami. Biedne kwiatki.
- Umm ja przepraszam, ja .... - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Zaczęliśmy chichotać.
Podszedł do mnie i przytulił. Szepnął mi na uch, że bardzo przeprasza, i że mam miękkie wargi. Ja w odpowiedzi spuściłam głowę, żeby nie widział moich rumieńców. On natomiast podniósł ją delikatnie do góry i powiedział szeptem, że ślicznie mi z rumieńcami. Ja się tylko jeszcze bardziej zarumieniałam. Znowu usłyszeliśmy wołanie chłopców. Zaśmialiśmy się cicho i ruszyliśmy na górę. Przed drzwiami do mojego gabinetu zauważyliśmy chłopców. Nie mogli wejść, bo zamknęłam drzwi na klucz. Hehe to se poczekali. 
- No nareszcie jesteście! Co wy tam tak długo robiliście. - spojrzeliśmy po sobie speszeni. 
- Nie twoja sprawa Harry. - warknęłam na niego z udawaną złością. 
- No dobra, przecież tylko pytam. I tak się dowiem. - ostatnie zdanie wyszeptał ledwie słyszalnie. 
Szkoda, że nie wie, że ja mam dobry słuch. 
- Dobra to kto chce wejść do mojego królestwa? - wszyscy jak na zawołanie podnieśli ręce do góry. Jacy oni zgrani. 
Otworzyłam drzwi. Nie mogli wydusić z siebie ani słowa. 
 - Wow, to jest.. great - wydusił Niall rozglądając się dookoła. 








WTF* - Where The Food.     Gdzie jedzenie.

Przepraszam za: 

  • to że nie dodałam wczoraj rozdziału

Do zobaczenia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz