Obudziło mnie dziwne stukanie w szybę. Uniosłam moją ciężką głową z pościeli i zobaczyłam wesołego blondyna z noskiem przytkniętym do szyby. Spojrzałam na niego z dezaprobatą. Wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi balkonowe. Świeże powietrze wdarło się do mojej sypialni, a wraz z nim Kubson. - Cześć malutka! Wiem co się stało – chciałam mu przerwać, ale nie pozwolił mi – I wiem, że nie chcesz litości i współczucia, dlatego idziemy obejrzeć komedie! I lepiej się pospiesz, bo Daga stoi przed drzwiami frontowymi i nieźle się wkurza. – zaśmiał się. Tego mi było trzeba! Potrzebowałam Kubsona, Dagi, Dziadzi, Moni i Kawy. Nic więcej nie mogło mi poprawić humoru. Nawet koka nie działa lepiej niż oni. Pobiegłam do łazienki i ogarnęłam trochę to „co urosło” na mojej głowie. Prostownica poszła w ruch i wyglądałam bardzo człowieczo. Ubrałam TO. Uznałam, że nie będę się stroić. Przecież to sami swoi! Zbiegłam na dół i zobaczyłam dupę Kawy, która wystawała z lodówki. - Może cały tam wejdziesz? – zapytałam.
- A da się? Mam pozwolenie? – zapytał wystawiając głowę z wnętrza mojej lodówki. Uśmiechnął się zabójczo odsłaniając szereg białych zębów. Kawa był bardzo przystojny. Mnóstwo dziewczyn zabiegało o jego względy, ale on szukał tej jedynej, której odda swoją miłość. Szalony jest! Zawsze roześmiane, piękne, piwne oczy zawsze poprawiały mi humor. Cienka karnacja, te pełne usta. Wysoki, nawet bardzo. Miał, jakieś 185 cm wzrostu minimum. Sama kiedyś się w nim kochałam, ale przeszło mi. Jest moim przyjacielem i można powiedzieć, że kocham go jak brata, którego nie mam.
- Nie! Czego tam szukasz?
- Mojego szczęścia.
- Nie znajdziesz tam piwa! – powiedziałam śmiejąc się.
- Akurat chodziło mi jogurt, ale zawiodłaś mnie z tym piwem. Trzeba będzie wysłać Dziadzię po browca. – uśmiechnął się i znów „zanurkował” w odmęty mojej lodówki. Będzie mi go brakować. Jego zboczonych żartów, wyjadania moich żelków i wspólnego jarania trawki. Weszłam pokoju, gdzie Monia i Daga wykłócali się o to, co będziemy oglądać. Daga chciała obejrzeć „Straż sąsiedzką”, a Monia wolała „American Pie”. Ja wolałam się nie wtrącać. Moim zdaniem, każdy film jest waty obejrzenia z takimi świrami. Pamiętam, jak Dawid przyniósł jakiś bezsensowny prawdopodobnie film „Opona” . To nie była komedia, to nie był horror, to właściwie nic nie było, no ale przez Kawę i Pawła śmialiśmy się nawet, kiedy reżyser pokazywał chmury na niebie! Oglądanie horrorów z nimi to też nie lada wyzwanie! Wystarczy jeden komentarz typu : „Ale krzywy ryj!” i wszyscy się śmieją. - American Pie! – darła się Monia. - Straż sąsiedzka! – krzyczała Daga.
- Nie! Oglądamy „Szczęki”! – wrzasnął Kubson. Usiadł koło Dziadzia na sofie.
- Zgadzam się! – odparłam prędko. Włożyli płytę do odtwarzacza. Maciek rozsiadł się fotelu i spojrzał na mnie.
- Miała być komedia!
- Ale to jest komedia! - zaśmiał się Kubson leżący na puchatym dywanie.
- Siadaj – Kawa klepnął się w kolana i uśmiechnął się. Bez wahania usiadłam na jego kolanach i przycisnęłam plecy do jego klatki piersiowej. Cholernie będzie mi tego brakować. Alana znam od zawsze. To on zaraził mnie miłością do tańca. To on był moim pierwszym partnerem na przesłuchaniach tanecznych. Jemu zaoferowali angaż, a mi nie. Odmówił. Powiedział, że to nie on chciał się dostać na warsztaty, tylko ja. Od tamtej pory nie biorę udział w przesłuchaniach i castingach. Kawa dużo razy mnie namawiał, ale ja nie chciała, nie chciałam czuć tego upokorzenia. Film zaczął się na dobre. Nie było komentarzy. Daga siedziała wtulona w Monię. To trochę dziwnie wyglądało. Ale skoro ja jestem wtulona w Kawę, Dziadzia w Kubsona to dziewczyny muszą być wtulone w siebie. Kawa oparł policzek o moja głowę. Czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
- Winogrono i jagoda – szepnął
- Co? – zapytałam zdziwiona spoglądając na jego uśmiechniętą twarz.
- Tak pachniesz, winogronem i jagodą. – sięgnęłam pamięciom do ostatniej kąpieli. Zaiste używałam winogronowego szamponu i jagodowego kremu do twarzy. Nie wiedziałam, że to aż tak czuć. - Kawa…
- Tak? – zapytał obejmując mnie jedną ręką.
- Właściwie już nic. Później powiem. – nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Jak mu to wytłumaczyć. Było ode mnie starszy o trzy lata, ale nie zrozumiał by mojej sytuacji. Bałam się też reakcji reszty paczki. Film dobiegał końca, a ja nadal nie wiedziałam, jak przekazać im nowinę na temat mojego wyjazdu. Bałam się, że Kawa zacznie krzyczeć, a Dziadzia zacznie prześladować tego, kto mnie tam wysyła. Na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Daga odsunęła się od Moni.
- Musze wam coś powiedzieć. – zaczęłam niepewnie.
- Co takiego? – Monia wyjęła z odtwarzacza płytę.
- Wyjeżdżam.
- To dobrze. Przyda ci się odpoczynek – powiedziała uśmiechnięta Daga.
- Nie rozumiesz! Nie wyjeżdżam na wakacje! Ja wyjeżdżam na stałe! Do kuzyna, do Londynu! – czułam jak Alan wstrzymuje oddech. – Ja nie chcę wyjeżdżać, ale niestety muszę.
- Nie musisz! Zamieszkaj ze mną! – powiedziała Daga ze łzami w oczach.
- Daga, jeśli nie zamieszkam z Louisem to trafię do Domu Dziecka. – wstałam gwałtownie.
- Tak! I wspaniałym rozwiązaniem będzie wywieźć cię za morze?! I ty na to pozwolisz? – wrzeszczał Kawa. Nienawidziłam, jak krzyczał. Przechodziły mnie wtedy nieprzyjemne dreszcze. - Maciek zrozum…
- Ja mam zrozumieć?! Chcesz wyjechać, zostawić nas! Masz nas wszystkich w dupie! – wstał i ruszył w stronę drzwi. - Maciek! Maciek, zaczekaj! – odpowiedział mi tylko głośny trzask drzwi, od którego szyby zadrżały w oknach.
- Daj mu czas – powiedział cicho Kuba. Straciłam go, straciłam Maćka. Jedyną osobę, która mi została po śmierci rodziców.
- Ja naprawdę nie chce wyjeżdżać. Ja… Ja nie mam wyboru! – zapłakałam i usiadłam na sofie.
- Rozumiemy – Daga płakała równie mocno, jak ja. Przytuliłyśmy się i trwałyśmy tak w ciszy.
- Maćka chyba popierdoliło – powiedział cicho Dziadzia. – Co go ugryzło?
- Wiesz o co chodzi! - skarcił go Kubson. Do tej pory siedział cicho. Zapomniałam, że w ogóle przyszedł.
- Nie wiem – powiedziałam prawie nie słyszalnie. – Gałowa mnie boli… i plecy.
- Idź się połóż, my pogadamy z Maćkiem – Monia przytuliła mnie mocno, gdy wstałam z sofy. Płakała, czułam mokre łzy spływające po jej twarzy. Dagmara odprowadziła mnie do sypialni, położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. Nie rozumiałam co się stało. Maciek był wściekły. Myślałam, że zaraz mnie uderzy. Leżałam w ciszy przerywanej tylko szumem wiatru, muskającego gałęzie drzew.
*** Maciek ***
Łaziłem bezsensu brzegiem rzeki, kopiąc kamienie. Nie mogłem opanować złości. Jestem wybuchowy, ale sam nie spodziewałem się tego, że potrafię, aż tak nerwowo zareagować na wiadomość o jej wyjeździe. Ona była moja. Kocham ją i nie potrafię pogodzić się z tym, że ją stracę. Mogłem powiedzieć jej wcześniej, co do niej czuje, ale… bałem się. Kurwa bałem się, że wszystko spieprzy się. Nie mogłem słuchać tego co miała nam do przekazania. Chciałem się do niej przytulić. Chciałem zatopić się w jej pełnych ustach, wsuwając spragniony język między jej wargi. Do takiej scenki nie miało nigdy dojść. Ona wyjeżdża, nie będzie jej. Prędzej pogodziłbym się chyba z jej śmiercią, niż wyjazdem. Zawsze byłem przy niej, a teraz ma się to zmienić. Cholernie źle się z tym czuję. Telefon za wibrował w mojej kieszeni. Tym razem dzwoni Dagmara. Pokręciłem głową i schowałem telefon do kieszeni. Co chwilę dzwonią. Raz dzwoni Dawid , raz Kuby, raz Dagmara i jeszcze sms-y od Moni. A w dupie ich wszystkich mam. Oni nie rozumieją. Ręce trzęsły mi się ze złości i bezsilności. Musze jej powiedzieć co czuję. Teraz póki nie jest za późno! Wybrałem numer do Belli. Z głośnika popłynął przerywany sygnał. W końcu odebrała.
- Maciek ja… - zaczęła podniesionym głosem, ale przerwałem jej.
- Ciii! Nic nie mów, proszę. Ja chcę cię przeprosić. Idiota ze mnie! Mogę przyjść? – zapytałem.
- Głupio się pytasz! Wbijaj! - Schowałem telefon do kieszeni i pobiegłem do domu Isabelli.
***
Stałem pod drzwiami. Bałem się nacisnąć na klamkę. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nogi trzęsły mi się, jak galareta. Wszedłem do środka. Z piętra dochodziło dudnienie muzyki. Zdjąłem buty i szklanymi schodami wszedłem na górę. Oparłem się o framugę i patrzyłem, jak Bella kręci biodrami w rytm muzyki. Nie mogłem się powstrzymać i podszedłem do niej łapiąc ją w tali. Zdezorientowana odwróciła się do mnie przodem. Zatonąłem w głębi jej pięknych oczu. Ten błękit, jak ocean obmywający brzegi Ibizy. Wykonała piruet, jedną rękę wsadziłem pod jej plecy. Odchyliła się do tyłu wypinając bezwiednie swoje piersi w moją stronę, smukła, łabędzia szyja, aż prosiła się o pocałunek. Wyprostowała się, złapałem jej nogę w kolanie i zarzuciłem sobie jej nogę na biodro. Spojrzała mi głęboko w oczy. Tylko lekko bym się pochylił i mógłbym musnąć jej usta.
- Wybacz, nie chciałem cię tak po prostu zostawić, ale musiałem ochłonąć – szepnąłem puszczając jej nogę. Zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła się mocno.
- Maciek, ja wiem, że to trudne. Ja też nie chcę wyjeżdżać, ale muszę! Wolę męczyć się z Louisem niż siedzieć w Domu Dziecka! Będzie mi bez ciebie ciężko, cholernie ciężko – czułem, jak łzy ciekną jej po policzku.
- Mi będzie ciężej, jak ja wytrzymam bez swojej muzy?
- Ja? Twoją muzą? – spojrzała na mnie, miała czerwone od płaczu oczy.
- Tak, ty – Zbliżyłem twarz do jej twarzy. Ona jeszcze nigdy się nie całowała. Wyznała mi to kiedyś, gdy szliśmy narajani przez miasto. Dziwiłem się, bo jest śliczną dziewczyną. Inną rzeczą było, że nigdy nie miała chłopaka. Musnąłem delikatnie jej wargi. Zadrżała w moich ramionach. Nasze usta złączyły się, czułem się cudownie. Tak się bałem jej reakcji, ale ona nieudolnie odwzajemniła mój pocałunek. Mógłbym tak stać godzinami. Oderwaliśmy się w końcu od siebie - Maciek co…
- Kocham cię i żałuję, że nie powiedziałem ci tego wcześniej. Bałem się spaprać. Chciałem żebyś wiedziała, że zawsze będę cie kochać – oczy zaczęły mnie piec. Nie mogę się rozbeczeć, ja nie płaczę.
- Ja też cię kocham! – szepnęła. Nasze usta po raz kolejny złączyły się w namiętnym pocałunku.
***Isabella***
Ja też poczułam to wspaniałe uczucie. Mrowienie w dole brzucha i ciarki na karku. Pocałunki przynosiły tyle radości i cierpienia zarazem. Ta myśl, że muszę się z nim rozstać, rozdzierała mi serce. Leżeliśmy na łóżku, na którym tyle razy gadaliśmy o wszystkim i o niczym, tym razem jednak on gładził mój policzek i całował rozgrzane wargi. Powinnam się pakować, ale nie miałam do tego „weny”. Chciałam tak leżeć i czuć miętowy, gorący oddech na twarzy.
- Jutro wyjeżdżam – powiedziałam cicho.
- Wiem i nie mam zamiaru się już wściekać, tak trzeba. Błagam, napisz czasem do mnie i pamiętaj, że istniałem. – Po policzku spłynęła mu niesforna łza. Wytarłam jego twarz.
- Jak mogła bym o tobie zapomnieć? Odwiedzisz mnie kiedyś?
- Zobaczymy. Pożegnałam Maćka namiętnym pocałunkiem. Musiał iść, obiecał, że odprowadzi mnie na autobus. Spakowałam się. Miałam dwie walizki, reszta miała zostać przewieziona później. Położyłam się w białej pościeli. Na poduszce czułam zapach perfum Maćka. Nie możemy być razem, ale przyjaciół nigdy za wiele.
Złamałaś mi serce ;__; tylko nie mam pojęcia czemu widziałam tu swojego przyjaciela o.O no nic xD co do rozdziału - świetny!!
OdpowiedzUsuńDziekuje za iły komentarz? xD Heh jutro pojawi sie wieczorem nowy o.O Ps. pozdrawiam z nadzieją, że będziesz cześciej komentować, bo to naprawdę miłe uczucie :D
Usuń